To koniec pewnej epoki. Jeep Wrangler, kultowy symbol terenowej motoryzacji i duchowy następca wojskowego Willysa MB, zostaje wycofany z rynku europejskiego.
Decyzja, którą ogłoszono jesienią 2025 r., nie jest wynikiem spadku popularności, lecz konsekwencją rosnącej presji regulacyjnej w Unii Europejskiej — przede wszystkim nowych norm emisji spalin Euro 7 oraz zaostrzonych przepisów bezpieczeństwa, które nie pozostawiają miejsca dla klasycznych konstrukcji z ramą i sztywnymi mostami.
Dlaczego Wrangler znika z Europy?
W teorii Jeep mógłby dostosować Wranglera do nowych regulacji, ale praktyka jest bezlitosna.
Zmodernizowanie auta tak, aby spełniało normy Euro 7, oznaczałoby:
całkowite przeprojektowanie układu napędowego,
kosztowną modyfikację struktury nadwozia i ramy,
wprowadzenie nowych systemów bezpieczeństwa, takich jak zaawansowane czujniki pieszych, automatyczne hamowanie awaryjne, systemy utrzymania pasa i monitorowania zmęczenia kierowcy.
Problem w tym, że Wrangler to konstrukcja konserwatywna — jego siła leży w prostocie i niezniszczalności.
To auto zaprojektowane z myślą o piachu, błocie i kamieniach, a nie o homologacji pod normy miejskie.
Przy europejskim wolumenie sprzedaży na poziomie 6–7 tysięcy sztuk rocznie inwestycja w gruntowną przebudowę nie miałaby sensu ekonomicznego.
Dlatego Stellantis, właściciel marki Jeep, zdecydował: Wrangler znika z rynku Unii Europejskiej.
Euro 7 i nowe wymogi — gwoździe do trumny klasyków
Nowa norma Euro 7, która zaczyna obowiązywać od 2026 r., nakłada na producentów obowiązek jeszcze niższej emisji nie tylko CO₂, ale też tlenków azotu, cząstek stałych i nawet... emisji z hamulców i opon.
Dodatkowo testy będą prowadzone w warunkach rzeczywistych, a nie tylko laboratoryjnych.
Wrangler, z silnikiem benzynowym 2.0 Turbo i V6 3.6 litra, nie spełnia tych wymogów bez gruntownego przebudowania napędu.
Nawet wariant Wrangler 4xe Plug-In Hybrid – będący teoretycznie „zieloną” wersją – w realnym użytkowaniu nie osiąga wystarczająco niskich emisji, by zmieścić się w nowych progach.
Dodatkowo normy bezpieczeństwa Euro NCAP 2025 wymagają od producentów zastosowania licznych aktywnych systemów asystujących (ADAS), a konstrukcja Wranglera (z ramą i odkręcanymi drzwiami) nie pozwala na ich integrację w sposób gwarantujący maksymalną ocenę bezpieczeństwa.
Ikona, która stworzyła swoją kategorię
Jeep Wrangler to nie był zwykły SUV.
To była filozofia jazdy i styl życia — auto, które pozwalało na coś, czego nie oferuje żaden współczesny samochód:
zdejmujesz dach, drzwi, kładziesz szybę,
wrzucasz reduktor i ruszasz w teren,
nie przejmujesz się błotem, kamieniami ani tym, że lakier się porysuje.
Pierwszy Wrangler (YJ) zadebiutował w 1986 r., jako następca legendarnego CJ-7.
Od tamtej pory przeszedł cztery generacje (YJ, TJ, JK, JL), zachowując to, co najważniejsze – ramową konstrukcję, sztywne mosty i napęd 4x4 Command-Trac lub Rock-Trac.
Dla miłośników off-roadu Wrangler był tym, czym 911 dla Porsche – absolutnym rdzeniem tożsamości marki.
Co dalej z Jeepem w Europie?
Wycofanie Wranglera nie oznacza końca marki Jeep w Europie – ale raczej jej transformację.
Stellantis zamierza skoncentrować się na modelach elektrycznych i hybrydowych:
Jeep Avenger EV – pierwszy w pełni elektryczny Jeep, produkowany w Polsce (Tychy).
Compass e-Hybrid i Renegade e-Hybrid – miękkie hybrydy z napędem FWD lub AWD.
Recon EV – zapowiedziany elektryczny „następca Wranglera”, który ma pojawić się w 2026 r.
Jeep Recon EV ma oferować blokady osi, tryby jazdy terenowej, wirtualny reduktor i zdejmowane drzwi – czyli próbę przeniesienia ducha Wranglera w erę elektromobilności.
Czy to się uda? Trudno powiedzieć. Dla wielu fanów prawdziwy Jeep musi brzmieć, pachnieć i wibrować — a nie jeździć bezgłośnie.
Co tracimy naprawdę?
Z motoryzacyjnego punktu widzenia to coś więcej niż zniknięcie jednego modelu.
To symboliczny koniec ery prawdziwych terenówek, które nie udawały SUV-ów, tylko nimi były.
Wrangler był:
ostatnim samochodem w Europie z pełnym napędem 4x4 na ramie,
jednym z nielicznych aut, które można było legalnie prowadzić bez dachu i drzwi,
konstrukcją prostą, mechaniczną, surową, ale niezawodną.
Dziś motoryzacja zmierza w przeciwnym kierunku — komfort, cisza, zeroemisyjność, algorytmy wspomagania.
To może i lepsze dla planety, ale gorsze dla duszy kierowcy.
Elektryfikacja off-roadu – czy to w ogóle ma sens?
Brzmi paradoksalnie: elektryczny samochód terenowy.
A jednak – moment obrotowy silników elektrycznych idealnie nadaje się do jazdy w terenie.
Problemem nie jest moc, lecz zasięg i odporność na warunki ekstremalne: błoto, woda, niska temperatura.
Jeep deklaruje, że Recon EV będzie przygotowany na prawdziwy off-road – ma mieć:
wodoszczelną baterię,
prześwit ponad 30 cm,
zasięg ok. 500 km,
oraz system selektywnego sterowania momentem na każde koło (e-locker).
Jeśli obietnice się sprawdzą, może to być pierwszy elektryk, który faktycznie zasługuje na miano terenowego Jeepa.
Ale to już nie będzie Wrangler — a dla purystów to ogromna różnica.
Podsumowanie: koniec ery, początek nowej
Decyzja o wycofaniu Wranglera z Europy jest logiczna z punktu widzenia biznesu, ale bolesna z punktu widzenia historii motoryzacji.
To auto, które przetrwało dziesięciolecia, wojny, kryzysy paliwowe i modę na SUV-y, poległo w starciu z papierem – z regulacjami, normami i tablicami emisji.
Dla pasjonatów pozostanie marzeniem ściąganym z USA lub symbolem, że motoryzacja to coś więcej niż transport.
Wrangler nie był po to, by wozić zakupy – był po to, by dawać wolność.
I choć jego miejsce w salonach zajmą elektryczne SUV-y, to jego duch – mechaniczny, prosty, nieujarzmiony – jeszcze długo będzie żył w sercach kierowców.